6 DH Enigma
www.6dhenigma.pl

FAQ Użytkownicy Grupy Galerie Rejestracja Zaloguj
Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Szukaj

Gawędy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum 6 DH Enigma Strona Główna -> zuchówka :-)
Autor Wiadomość
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 0:56, 03 Lis 2006    Temat postu: Gawędy

Za górami, tymi tutaj, niedaleko, mieszkał chłopczyk o imieniu Filipek. Był on bardzo uprzejmy mimo, iż w swoim otoczeniu miał wielu niedobrych przyjaciół. Filip często słyszał, że starsi źle się zachowują, kradną i dokuczają młodszym. Koledzy chwalili się, że ich życie jest wtedy łatwiejsze. Nie muszą być mili dla innych.
W miarę upływu czasu chłopiec uwierzył kolegom i zaczął się zmieniać. Myślał, że skoro są starsi, to i mądrzejsi. Filip zachowywał się tak, że wszyscy się od niego odwrócili i nikt go nie lubił. Miał problemy ze zdaniem do następnej klasy, jego życie, wbrew zapewnieniom kolegów stawało się coraz trudniejsze. Wtedy zrozumiał, że zrobił źle. Bardzo chciał, żeby ktoś pomógł mu w poprawie. I wtedy w szkole, do której chodził Filipek, pojawiły się zuchy. Kiedy Filip je zobaczył, zaczął się z nich wyśmiewać. Pewnego dnia spotkał grupkę zuchów i postanowił, tak dla zabawy, z nimi porozmawiać. Zaciekawiło go to, że zuchy nie reagują na zaczepki i niemiłe uwagi. Zaczął więc bawić się z nimi i rozmawiać. Wtedy okazało się, że są to chłopcy w jego wieku, o podobnych zainteresowaniach. Zaczął więc spotykać się z nimi częściej. Pewnego dnia zuchy namówiły go, żeby poszedł na zbiórkę. Filip poszedł. Akurat wtedy drużynowy opowiadał gawędę o Prawie Zucha. Na początku Filip nie pomyślał, że może jest to właśnie to, co pomoże mu się poprawić. Jednak z czasem chłopiec zaczął się zmieniać. Zrozumiał, że życie jest milsze i łatwiejsze, gdy się nie kłami, gdy jest się uprzejmym dla innych, gdy nie zaniedbuje się obowiązków i jest się dzielnym nie tylko w bójkach. Uświadomił sobie, że lepiej jest żyć w zgodzie z Bogiem, szanować Ojczyznę i ciągle doskonalić swoje umiejętności. Ma się wtedy wielu dobrych, prawdziwych przyjaciół i życie ma sens.

Maria Radziwiłł
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 0:56, 03 Lis 2006    Temat postu:

Każdy z was pewnie wie, gdzie znajduje się Stumilowy Las. Nieopodal Stumilowego Lasu znajduje się Królestwo Leśnych Zwierząt. Jego mieszkańcy są szczęśliwi i często odwiedzają swoich sąsiadów. Ale nie zawsze tak było. Pewnego dnia, w Królestwie Leśnych Zwierząt, zachorował władca – Lew. Ponieważ nie miał syna, musiał wyznaczyć swojego następcę spośród innych zwierząt. Jego wybór padł na Misia. Wszyscy mieszkańcy Królestwa byli tym zdziwieni. Miś był wprawdzie miły i dobry, ale nie był jeszcze doświadczonym niedźwiedziem. Jednakże słowu władcy nikt się nie sprzeciwił. Niedługo potem Lew zmarł. Zwierzęta były bardzo smutne i wcale nie chciały słuchać nowego króla – muchy łapały pająki a dzięcioł stukał w kamienie. Miś wiedział, że nikt nie zachowuje się tak, jak powinien, był jednak dzielny i nie poddał się łatwo. Pomyślał – muszę napisać to prawo i powiesić je w widocznym miejscu naszego Królestwa, żeby każde zwierzę wiedziało, jak ma postępować. Tak też zrobił. Po kilku dniach wszystko wróciło do normy – ptaki znów na dobre się rozśpiewały i każde zwierzę zachowywało się jak należy. Ale nadszedł dzień próby. Jak co roku, Wielka Komisja wybierała najlepsze Leśne Królestwo. Wszyscy królowie zebrali się wokół magicznego kamienia... Napięcie rosło i kiedy czerwone słońce chowało się już za drzewami, Komisja ogłosiła werdykt – najlepszym królestwem zostało... Królestwo Leśnych Zwierząt! Miś aż podskoczył z radości i czym prędzej pobiegł oznajmić swoim poddanym tę radosną wieść. Gdy zwierzęta się o tym dowiedziały, jeszcze bardziej pokochały swojego władcę. A Prawo Lasu było tak doskonałe, że obowiązuje odtąd we wszystkich Leśnych Królestwach i wszystkie zwierzęta go przestrzegają.
Elżbieta Stępień
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 0:57, 03 Lis 2006    Temat postu:

Wyobraźcie sobie, że niedaleko stąd znajduje się miasteczko. Niby całkiem podobne do innych, a jednak... W tym mieście nigdy nie słychać dzwonów kościelnych, bo mało kto chodzi do kościoła. Dzieci nie odrabiają lekcji a dorośli kładą się spać w butach. Wszyscy wyrzucają papierki na trawę, a nie do kosza. Pewnego dnia nauczyciel zapytał dzieci w szkole:
- Dzieci, czemu nie byłyście wczoraj w szkole?
- Bo wczoraj była niedziela, a w niedzielę nie chodzi się do szkoły.
- A dlaczego?
- Nie wiemy, zapomnieliśmy.
Nauczyciel też nie pamiętał. Gdy nadchodziły Święta Bożego Narodzenia, scenka się powtórzyła. Nauczyciel zapytał:
- Dzieci, wiecie może, dlaczego przystraja się choinkę i stół wigilijny?
- Nie wiemy, zapomnieliśmy – odpowiedziały dzieci.
Nikt nie umiał odpowiedzieć na te pytania. Wszyscy zapomnieli. Każdy chodził smutny i nieszczęśliwy, wiedział, że o czymś zapomniał, tylko nie pamiętał o czym. Aż pewnego dnia rozszalała się straszliwa wichura, wiatr huczał w koronach drzew i właśnie ten wiatr poruszył ciężki dzwon na wieży kościelnej. Dzwon rozdźwięczał się na całe miasto, wszyscy powychodzili ze swoich mieszkań i jednym chórem zawołali:
- Już wiemy o czym zapomnieliśmy. O Bogu! – i od tej pory od, chwili gdy ludzie przypomnieli sobie o Bogu, miasteczko było szczęśliwe i spokojne.
Małgorzata Dudek
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 0:57, 03 Lis 2006    Temat postu:

Całkiem niedawno w pewnym mieście żył sobie chłopiec o imieniu Adaś. Bardzo lubił czytać, najbardziej książki historyczne. Dzięki temu poznawał wielu bohaterów, którzy oddali życie za Polskę. Bardzo chciał być taki jak oni – odważny, dzielny, silny. Jego marzeniem było poświęcić się jak oni. Najlepszym rozwiązaniem wydawała mu się wojna. Koniecznie chciał, aby wybuchła, by móc walczyć w obronie ojczyzny, strzelać do wroga. By razem z przyjaciółmi móc brać udział w akcjach i razem z nimi umrzeć. Dlatego uwielbiał bawić się z kolegami na podwórku w wojsko. Pewnego dnia spotkał w swojej szkole zuchy, które zapraszały dzieci na swoją zbiórkę. Od razu spodobały mu się ich mundury – skojarzyły mu się z wojskiem i pomyślał, że jeśli pójdzie na spotkanie zuchów, to nauczy się tam walczyć i przygotuje się do wybuchu wojny. Jednak, gdy przyszedł na zbiórkę, wszystko wyglądało inaczej – dzieci wesoło się bawiły i nikt nie myślał o wojnie. Adasiowi podobały się zabawy zuchów i to, że wszyscy tam byli tacy mili i przyjaźni. Postanowił pójść na następną zbiórkę, mimo tego, że było mu przykro, że nie będzie mógł umrzeć za ojczyznę. Pod koniec zbiórki powiedział o tym drużynowemu i zapytał, czy nie dałoby się temu jakoś zaradzić. Druh uśmiechnął się i wytłumaczył Adasiowi, że aby móc służyć ojczyźnie wcale nie musi za nią umierać. Wcale nie musi być wojny. Wystarczy, aby dobrze się uczył, szanował polską mowę, nie zaśmiecał jej obcymi wyrazami, nie przeklinał, szanował przyrodę, starał się dowiedzieć jak najwięcej o swoim kraju. Adaś pomyślał, że całkiem odpowiada mu taka służba, bo chciałby jeszcze trochę pożyć. Od tego dnia postanowił być dobrym zuchem, aby w ten sposób służyć ojczyźnie.
Katarzyna Barszczewska
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 0:57, 03 Lis 2006    Temat postu:

Chciałabym opowiedzieć Wam o pewnym chłopcu. Nazywał się Wojtek. Był już zuchem, znał Prawo Zucha, miał jednak bardzo duże problemy. Bardzo chciał wyrazić jakoś swoją wielką miłość do Polski – swojej ojczyzny i bardzo chciał wiedzieć, co robi Pan bóg przez cały dzień. Wiedział, że pierwszy punkt Prawa Zucha mówi o miłości do Boga i Polski, ale chciał wiedzieć, jak ma kochać. Wojtek zupełnie nie wiedział do kogo może się zwrócić.
Większość kolegów Wojtka spędzała czas na głupich według niego zabawach, np. chodzili do ruin domu i tam rzucali bez celu kamieniami. Wojtek nie lubił takich zabaw. Wolał pójść sobie na Warszawską Starówkę i podziwiać jej piękno, bawiąc się z jeszcze jednym chłopcem np. w żołnierzy. Jego koledzy, ci którzy rzucali kamieniami, czasem bardzo mu dokuczali brzydko go przezywając. Wojtek nie wiedział jak reagować na ich zaczepki, ponieważ sam nie używał takich wyrazów. Chłopiec bardzo lubił się uczyć, poznawać historię i geografię Polski. Rodzice zawsze mu mówili, że jak będzie się uczył to wyrośnie na prawdziwego Polaka. Nadchodziły Święta Bożego Narodzenia. Wszystkie dzieci przejmowały się prezentami. Jedni marzyli o komputerze, inni o super-ludku. Wojtek też lubił prezenty. Marzył o Biblii. Miał nadzieję, że odnajdzie tam odpowiedzi na swoje pytania. Rodzina Wojtka była bardzo biedna. Mama postarała się, aby stół wigilijny wyglądał jak najuroczyściej. Wojtek bardzo się cieszył, chciał, aby w domu była tradycyjna Wigilia. Uważał, że tradycje są po to, aby je podtrzymywać. Po kolacji przyszła pora na prezenty. Wojtek niestety nie dostał swojego wymarzonego prezentu. Rodzicom nie wystarczyło prezenty. Udał, że nic się nie stało; w głębi serca był jednak smutny, więc postanowił napisać list do Boga. Podziękował mu za rodziców, za zdrowie, miłość i świąteczny nastrój. Poprosił, aby wszyscy jego koledzy docenili to, że są Polakami i żeby odnaleźli w Bogu przyjaciela, tak jak on odnalazł. Zapytał również:
- Panie Boże, co robisz przez cały dzień? – oraz – Jak mogę służyć ojczyźnie?.
Postanowił również, że pójdzie na Pasterkę. Długo i wytrwale czekał. Zasnął dopiero o 22:30. Zasnął snem kamiennym i przyśnił mu się aniołek, który powiedział:
- Wojtku, bardzo dobrze służysz Polsce, szanując ją, będąc dumnym ze swojej narodowości, ucząc się dla niej, szanując jej piękno i znając historię.
Powiedział mu też, że Bóg ma bardzo dużo roboty. Jeden, jedyny Bóg musi się znaleźć w sercu każdego człowieka wnosząc tam miłość, pokój, pomagając mu. Gdy Wojtek obudził się rano poczuł, że wszystko już wie, że zna odpowiedzi na swoje pytania. Niedługo potem okazało się, że wielu kolegów Wojtka zmieniło swoją postawę w stosunku do niego i do Polski. Znaleźli w swoich serduszkach Boga. Wojtek poczuł jeszcze większą miłość do Pana Boga. Wiedział, że wszystkie jego prośby zostały wysłuchane.
Urszula Piller
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 0:59, 03 Lis 2006    Temat postu:

Dawno temu, w podmorskiej głębinie, żyła sobie rybka. Rybka ta mimo, iż była bardzo mała, była bardzo dzielna. Nie bała się, jak inne rybki, zostawać sama w domu, ani spać w ciemnym kąciku. Jej koleżanki pływały zawsze w dużych ławicach, gdyż tak czuły się bezpieczniej. Natomiast mała rybka pływała samotnie w morzu, robiąc sobie wycieczki. Przeżywała wiele przygód. Niektóre z nich były dość niebezpieczne. Pewnego dnia rybka postanowiła wyruszyć na wycieczkę dłuższą niż do tej pory. Chciała odwiedzić wrak okrętu, który zatonął przed wieloma laty. Z wrakiem wiązała się pewna legenda. Otóż mieszkała tam ośmiornica, która nie wypuszczała żywego nikogo, kto do wraku wpłynął. Rybka jednak nie przelękła się. No, może tylko troszeczkę, ale z wycieczki nie zrezygnowała. Podpłynęła blisko wraku, wpłynęła do środka i przepływając przez różne pomieszczenia niegdyś pięknego statku usłyszała głośny plusk wody. Natychmiast wypłynęła z wraku i zobaczyła cień wielkiej ryby. Domyśliła się, że to rekin. Podpłynęła bliżej i rzeczywiście zobaczyła rekina, który gonił małego suma. Sum już nie miał siły, był wyczerpany, a rekin był coraz bliżej. Sum nie miał żadnych szans na ucieczkę. Rybka postanowiła mu pomóc. Niewiele myśląc podpłynęła do rekina i uderzyła go ogonem w oko, a gdy ten krzyknął ugryzła go w język. Rekin przestraszył się, zawrócił i uciekł. Sum był bardzo wdzięczny rybce za uratowanie życia. Zostali na zawsze przyjaciółmi.

Monika Dybowska
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 0:59, 03 Lis 2006    Temat postu:

Zamknijcie na moment oczka i wyobraźcie sobie, że jesteście w pięknej, słonecznej krainie. Żył tam mały chłopczyk imieniem Jaś. Pewnego dnia Jaś wybrał się do lasu na spacer. Po drodze przyplątał się do niego malutki piesek. Jaś nie znał go, ale ponieważ piesek był bardzo sympatyczny, chłopiec nie miał nic przeciwko temu, żeby z nim wędrował. Gdy tak spacerowali po lesie, doszli do ciemnej jaskini. Już ją mijali, gdy wybiegł z niej ogromny smok. Zaczął on syczeć, ziać ogniem, ale najgorsze było to, że porwał w swoje łapska tego malutkiego pieska i zniknął w jaskini. Jaś bardzo przestraszył się smoka, ale jednocześnie było mu bardzo żal pieska. Postanowił go uwolnić. Żeby to zrobić, musiał wejść do jaskini smoka, a wymagało to nie lada odwagi. Jaskinia była ciemna, pełna pajęczyn, pająków i innego robactwa. Jaś wiedział, że pieska będzie można uwolnić tylko wtedy, gdy smok będzie spał. Do zmroku było jeszcze parę godzin, ale Jaś nie mógł tyle czekać – nie chciał, żeby mama się o niego martwiła. Na szczęście, przypomniał sobie o zaklęciu, które usypia smoki i wypróbował je: Zaśnij smoku, już po zmroku!
Jednak smok nadal nie spał. Jaś pomyślał, że smok mógł go nie usłyszeć, więc najlepiej będzie, jak krzyknie. Ale bał się krzyczeć, bo jeśli zaklęcie nie poskutkuje, smok który na pewno go usłyszy, złapie go. Zdobył się jednak na odwagę i wykrzyczał zaklęcie: Zaśnij smoku, już po zmroku! Smok na szczęście zasnął natychmiast, wtedy Jaś wziął pieska i uciekł z jaskini. Wszyscy w miasteczku podziwiali jego odwagę, bo choć był tak mały, był jednocześnie tak dzielny, że przezwyciężył własny strach.
Dorota Głuchowska
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:00, 03 Lis 2006    Temat postu:

Wyobraźcie sobie, że zupełnie niedawno zawędrowałam do niezwykłego lasu. W lesie tym natknęłam się na małe jeziorko, przykucnęłam nad jego brzegiem i przez chwilę obserwowałam życie jego niesamowitych mieszkańców.
Nad leniwym jeziorkiem, na liściu lilii wodnej, siedziała żaba, przyglądając się beztrosko stąpającemu po wodzie owadowi. Nieopodal na trawie siedział świerszcz, z miłością przyglądający się pięknej komarzycy. Nie miał odwagi wyznać jej swej miłości, więc poprzestawał na cichym uwielbianiu ukochanej z daleka. Zupełnie niedaleko, tuż nad brzegiem, rósł mały kwiatek. Był on bardzo smutny, umierał z pragnienia. Jego małe korzonki były już bardzo zmęczone od ciągłego wyciągania się w stronę wody. Na środku jeziorka topiła się mała muszka. Małe, niebieskie kropelki posklejały jej skrzydełka, które teraz nie były w stanie unieść jej do góry. Nad brzegiem rosło ogromne drzewo, które swymi najdłuższymi gałęziami dotykało tafli wody. Na jednej z tych gałęzi rósł dojrzały owoc. Nagle dało się słyszeć puste i dziwnie brzmiące „plum”. To owoc wpadł do wody. W tym miejscu powstało kółko, które rozproszyło się po jeziorku. Za nim drugie, trzecie, czwarte... Owad, niesiony falą, odskoczył od języka żaby, która właśnie miała zamiar go połknąć, świerszcz wpadł na komarzycę, patrząc sobie w oczy, oboje się w sobie zakochali. Mała muszka dopłynęła do brzegu, chwyciła się trawy i mogła spokojnie wysuszyć skrzydełka. Pierwsze kółko dotarło aż do miejsca, gdzie rósł mały kwiatek, który dzięki wodzie od razu ożył. I tak jeden mały owoc wpadając do wody zmienił wiele rzeczy. Czasami dzieje się tak i z nami. Każdy ma w swoim sercu takie jeziorko, które jest cichutkie i żyją sobie w nim różne stworzonka, ale czasem dzieje się coś straszliwego, wtedy ludzie zaczynają kłamać, nie mówią prawdy, zasłaniają się fałszem. Wtedy mały kwiatek usycha z pragnienia a muszka się topi. Czasem tak mała rzecz potrafi zmienić wszystko, co się dzieje źle i to właśnie jest prawda. Prawda może zmienić w naszym serduszku wszystko.

Sylwia Berdowska
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:00, 03 Lis 2006    Temat postu:

Dawno, dawno temu żył sobie mały chłopiec o imieniu Kuba. Kuba bardzo lubił samotne podróże po świecie. W ciągu swego życia zwiedził prawie cały świat. Pewnego dnia, gdy tak sobie wędrował, wyszedł na wzgórze, z którego rozpościerał się widok na piękne miasto. Nasz bohater postanowił je zwiedzić i zaprzyjaźnić się z mieszkańcami. Wchodząc przez pięknie zdobioną bramę, wyszedł na główną ulicę miasta. Spotykał wielu ludzi, jednak z żadnym człowiekiem nie rozpoczął rozmowy. Ludzie ci wydali mu się bowiem dziwni, jednak nie mógł dokładnie powiedzieć, dlaczego. Wszystko się wyjaśniło, gdy doszedł do rynku. Oni po prostu ciągle kłamali. Nigdy nie mówili prawdy, nawet jeśli chodziło o sprawy jak najbardziej poważne. Biedny Kuba nie za bardzo wiedział, co zrobić, a bardzo chciał pomóc mieszkańcom miasta. Jednak bał się podejmować jakiekolwiek decyzje. Dlatego wyszedł z miasta i usiadł na wzgórzu, aby mieć na nie widok. Siedział tam trzy dni. Trzeciego dnia usłyszał głos dochodzący znikąd. Głos powiedział Kubie, aby wrócił do miasta i na rynku, kiedy będzie tam najwięcej osób, poprosił, aby tłumaczył, że tak nie można i ostrzegł przed konsekwencjami ich zachowania. Tak też Kuba zrobił. Natychmiast udał się do miasteczka i na rynku stanął na najwyższym miejscu tak, aby wszystkich dokładnie widzieć. Kiedy zauważył, że wzbudził ciekawość mieszkańców, zaczął mówić, że to, iż kłamią nie jest najlepszym wyjściem z sytuacji. Poprosił ich bardzo, żeby się zmienili. Ludzie zareagowali na jego prośby śmiechem. Szczególną niechęć do naszego bohatera wykazał burmistrz miasta; wyśmiał on Kubę i kazał mu się wynosić z miasteczka. Chłopiec wrócił na wzgórze. Nagle piękne, niebieskie niebo pokryły szare chmury, z których raz po raz trzaskały błyskawice trafiając w budynki miasta. Przerażeni i zdezorientowani ludzie uciekli na wzgórze. Kiedy się rozpogodziło ich oczom ukazał się straszliwy widok – całe miasto legło w gruzach. Nikomu, prócz burmistrza, nic się nie stało, a on sam miał tylko lekko posiniaczoną nogę. Wstać pomógł mu Kuba, który zaprowadził go na wzgórze. Ludzie z początku obwiniali Kubę za to, co się stało, jednak później złość im przeszła i zrozumieli, że tak naprawdę to ich wina. Wszyscy zebrali się na wzgórzu i postanowili odbudować swoje miasto. Przysięgli też sobie, że już nigdy z ich ust nie padnie żadne kłamstwo. Bardzo podziękowali Kubie za jego poświęcenie w ich sprawie i bardzo szybko wzięli się za odbudowywanie swojego życia – teraz już bez kłamstw.
Karolina Oracz
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:00, 03 Lis 2006    Temat postu:

Nie wiem, czy mi się śniła, czy ktoś mi ją opowiedział. Wiem, że była bardzo tajemnicza. Może nie tyle sama historia, co miejsce, w którym się działa.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, a może zupełnie niedaleko stąd, stał Szmaragdowy Zamek. W zamku tym mieszkała Szmaragdowa Królowa wraz ze Szmaragdowym Dworem. Panował na tym dworze, jak na wielu innych, bardzo duży porządek. Nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz. Można było to odczuć wszędzie – wchodząc do kuchni, komnat, łaźni, a nawet przebywając z jedną ze szlachcianek. Każdy przedmiot, każda osoba miała tu swoje miejsce. Wszystkie kwiaty były podlane, suknie wisiały w szafach, naczynia były pozmywane. W takim porządku mijały noce i dnie.
Raz Królowa dostała zaproszenie od Króla z sąsiedniej Kariny na przyjęcie. Z chęcią je przyjęła i spokojnie, mając nadzieję, że dwór pozostanie w dobrych rękach szlachcianek, wyjechała. Nie przeczuła jednak, że gdy jej zabraknie, wszyscy zapomną o swoich obowiązkach i będzie bałagan. Tak niestety się stało – Damy, zamiast sprzątać, kłóciły się, która co ma robić. Królowa, po swoim powrocie, bardzo się zdziwiła nie rozumiejąc, jak to możliwe, że jej cudowny zamek, w tak krótkim czasie stał się starym, zniszczonym budynkiem. Władczyni porozmawiała ze swoimi szlachciankami i poprosiła je o pomoc w odnowieniu zamku. Kosztowało to dużo siły i pracy i czasu zanim wszystko wróciło do normy, a Damy na długo to zapamiętały.
Anna Zając
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:01, 03 Lis 2006    Temat postu:

Kiedyś, w Narnijskich Lasach, żyła sobie rodzina wiewiórek. Nazywali się Szyszakowie. Byli bardzo ze sobą związani. Często pomagali sobie w trudnych sytuacjach.
Właśnie nadchodziła zima. Cała rodzina żwawo zabrała się do pracy. Wiewiórki ocieplały swoje dziuple, zbierały orzeszki, robiły zapasy na zimę. Tylko jedna z nich, wiewiórka Ania, nic nie robiła. Twierdziła, że zima tak prędko nie nadejdzie. Zamiast tracić czas na, jak twierdziła, zbędne, prace wolała bawić się i skakać po drzewach. Pewnego dnia obudził ją chłód. Wyjrzała przez drzwi i zauważyła, że cały świat pokryty jest białym puchem. Poczuła, że jest głodna, lecz nigdzie pod warstwą śniegu nie mogła znaleźć ulubionych orzeszków. Usiadła na progu i zaczęła płakać. Tak spotkała ją jedna ze starszych wiewiórek – Natalia. Spytała, co się stało. Ania opowiedziała jej wszystko. Natalia zlitowała się nad wiewiórką i powiedziała, że na tę zimę wyjątkowo może ją przyjąć do swojej dziupli. Powiedziała też Ani, żeby nigdy nie zapomniała o swoich obowiązkach.
Agata Brandys
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:01, 03 Lis 2006    Temat postu:

Ostatnio poznałam dziewczynkę w waszym wieku, o imieniu Lucyna. Lucynka dobrze się uczyła, była zuchenką. Pewnego dnia Lucynka obudziła się rano, spojrzała w okno i pomyślała:
- Jaki okropny dzień!
Wstała, umyła się i poszła na śniadanie. Jednak, jak codziennie, śniadanie wcale jej nie smakowało – marudziła, że mleko za zimne, że płatki nie takie, jak lubi. Nakrzyczała na brata, który niechcący przewrócił jej szklankę. Wychodząc z domu nie pożegnała się z babcią, nie wyprowadziła też rano na spacer swojego psa – Puszka. Po drodze do szkoły mijała trawnik przed domem, zwykle cieszył ją widok zielonej trawy, dzisiaj obojętna jej przeszła przez sam środek trawnika. W szkole tez nie było lepiej – pokłóciła się z koleżankami, nie uważała na lekcjach, czego efektem była zła ocena. Po południu poszła na zbiórkę. Szła z myślą, że świat się na nią uwziął, że wszyscy, zupełnie bezpodstawnie mają do niej pretensje. Na zbiórce drużynowa mówiła o tym, że wszystkim jest z zuchem dobrze. Każdy zuch powinien starać się być coraz lepszy. Wtedy Lucynka zrozumiała, że problem nie tkwi w otoczeniu, ale w niej samej, a zły dzień nie jest powodem do dokuczania wszystkim dookoła. Wracała do domu myśląc, że musi przeprosić wszystkie urażone osoby i poprawić złą ocenę.
Małgorzata Majewska
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:02, 03 Lis 2006    Temat postu:

Dawno, dawno temu, a może nie tak dawno, bardzo, bardzo daleko, a może nawet blisko, stała szkoła. Do tej szkoły dzieci chodziły z uśmiechem, gdyż bardzo lubiły się w niej bawić z przyjaciółmi. Wszyscy byli szczęśliwi. Ale czy naprawdę wszyscy? Nie. Jedna dziewczynka, o imieniu Ewa, zawsze była smutna. Gdy przychodziła ze szkoły do domu płakała. Mama Ewy bardzo się o nią martwiła, spytała co się stało, a ona po dłuższej chwili odpowiedziała, że dzieci nie chcą się z nią bawić. Zmartwiona mama poszła porozmawiać z koleżankami Ewy, aby dowiedzieć się, czemu Ewa nie ma przyjaciół. Dowiedziała się, że jej córeczka jest samolubna, niekoleżeńska i niemiła dla innych dzieci. Zmartwiona mama poszła do córki i wyjaśniła jej, o co chodzi. Ale Ewa powiedziała, że nie wie, jak ma się zachowywać, żeby koleżanki ją lubiły. Mama wytłumaczyła jej więc, jak należy postępować i od tego czasu Ewa miała wielu przyjaciół i wszystkim było z nią dobrze.
Katarzyna Druchlińska
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:02, 03 Lis 2006    Temat postu:

Kiedy byłam mała, miałam w klasie koleżankę, której nikt nie lubił. Nazywała się Ania. Ania się źle uczyła, była samolubna i wszystko jej przeszkadzało. Pewnego dnia Ania przyszła na zbiórkę zuchową. Tak tylko po to, żeby nie sprzątać w pokoju. Zobaczyła zuchy, które się wszystkim dzieliły i zawsze były uśmiechnięte. Zuchy przyjęły ją bardzo serdecznie, co bardzo ją zaskoczyło, ponieważ nigdzie nikt jej nie lubił. Wtedy Ania postanowiła zostać zuchenką. Na początku nie chciała się niczym dzielić, ale później zaczęła myśleć: „Skoro inni mogą mnie poczęstować ciastkiem, czy pożyczyć mi kredkę, to dlaczego ja nie mogę im czegoś pożyczyć?”. I zaczęła pożyczać innym swoje rzeczy, a w szkole z jedynek i dwójek, które dostawała do tej pory, zrobiły się dwójki i trójki. Ale Ani to nie wystarczyło. Chciała mieć jak najwięcej przyjaciół i jeszcze lepsze oceny. Koleżanki zaczęły ją lubić i ona odwzajemniała ich przyjaźń.
Któregoś dnia Ania wyjątkowo pilnie przygotowała się do klasówki i dostała z niej piątkę. Była to jej pierwsza piątka w życiu, Ania bardzo się z niej ucieszyła i postanowiła, że teraz będzie miała same piątki.
Od tego czasu Ania stawała się coraz lepszą zuchenką, miała coraz więcej przyjaciół. Nigdy więcej nie dostawała złych ocen, nigdy więcej też nie mówiła: „Nie lubię”.
Izabela Bylicka
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:02, 03 Lis 2006    Temat postu:

W pewnej starej belce żyła wspólnota korników. Życie ich polegało przede wszystkim na gryzieniu. Przez to nie było specjalnie ciekawe. Nudę przerywały historie opowiadane przez starego kornika, który niegdyś wgryzł się w książkę z bajkami...
Pewnego dnia wesoła kompania korników siedziała sobie i ucztowała. Rozmawiali o różnych rodzajach drewna – jak to korniki, które rozmawiają tylko o tym. W pewnym momencie najstarszy kornik wybuchnął:
- Istnieje świat poza belką! Znam drogę, która prowadzi na zewnątrz!
- Ależ skąd! – powiedział inny kornik – według mnie nie istnieje nic poza tym. Świat jest zrobiony z drewna, czy Ci się to podoba, czy nie.
Jeszcze inny dodał:
- Być może istnieje inny świat, ale któż może wiedzieć, co by to miało być?
Kolejny kornik zamruczał, mając pełną buzię drewna:
- Mnie to nie interesuje. Dopóki mogę się najeść do syta, wszystko mi odpowiada.
Kornik Jan był żywym i młodym kornikiem. Rozmowy te bardzo go zainteresowały. Zastanowiwszy się poważnie powiedział:
- Możliwe, że istnieje inne drewno niż to, które jemy, może jest lepsze? Może warto by było spróbować?
Najstarszy kornik na to:
- Ty sam chyba nie wiesz, co mówisz. Ale droga jest bardzo prosta. Idź!
Kornik Jan odpowiedział dumnie:
- Śmiejcie się jak chcecie, zaryzykuję!
Pracował z zapałem. Był przekonany, że istnieje coś poza belką. Ale napotkane korniki nie chciały mu wierzyć i trochę nawet się z niego śmiały. Drążył i drążył już bardzo długo i nawet zaczynał się już zastanawiać, czy podjął właściwą decyzję. Jednak dołączył do niego inny kornik, któremu także spodobał się taki pomysł. Wkrótce do nich dołączyło jeszcze kilka innych korników. Jan był bardzo szczęśliwy, że znalazł kogoś, kto go rozumie. Wspólnie pracowało się naprawdę znakomicie. I tak, pewnego październikowego poranka, kornik Jan i jego kompania wydostali się z belki. Po raz pierwszy w życiu zobaczyli coś innego niż belka. Ile straciły te korniki, które nie wyruszyły z nimi... Przeżyli wspólnie wspaniałe przygody i poznali wiele gatunków drewna.
[na podst. Opowiadania Brunona Ferrero]
Anna Ciesielska
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:03, 03 Lis 2006    Temat postu:

Historię tę opowiedział mi sam Wielki Wódz, podczas jednego z naszych częstych spotkań, kiedy przekazywał mi wszystkie indiańskie zwyczaje. A było to tak:
Dawno, dawno temu, w Ameryce Północnej, kiedy jeszcze nie było tam białych, w pewnej indiańskiej wiosce, żył mały chłopiec imieniem Liku. Przebywał tam z mamą, albo z kolegami, bawił się i pomagał w pracach odpowiednich dla jego wieku. Jego tata był wojownikiem i nie przebywał z Liku, gdyż tropił zwierzynę i walczył z wrogimi plemionami. Pewnego dnia, gdy Liku skończył dziewięć lat, wyszedł z tipi i nagle stanął twarzą twarz z wojownikiem – Czarnym Orłem. Indianin ten był wielkim wzorem dla chłopca i Liku zawsze pragnął być taki jak on. Chłopiec bardzo się zawstydził. Bał się spojrzeć w twarz wojownika, więc stał z opuszczoną głową. Po chwili ciszy Czarny Orzeł odezwał się:
- Liku, pójdziesz ze mną.
Chłopiec posłusznie za nim podążył. Weszli w ciemny las i szli bardzo długo. Trzy, cztery, pięć godzin. Liku był już bardzo zmęczony, ale nie chciał tego okazywać tak ważnej osobie. Raźno więc dotrzymywał kroku Indianinowi. Po pewnym czasie dotarli do małego obozowiska. Stało tam kilka tipi, ale Liku nie zauważył żadnych dorosłych. Za to spostrzegł grupkę bawiących się chłopców. Pomyślał: „Skoro nie ma starszych, to pójdę do nich, może się zaprzyjaźnimy”. Jak pomyślał, tak też zrobił i po krótkim czasie wszyscy chłopcy wesoło się bawili. Jednak ich beztroska nie trwała długo, bo przyszedł do nich Czarny Orzeł.
- Przybyliście tutaj, aby zostać wojownikami. Będę was ćwiczył i przeprowadzał próby. Nauczę was polować, tropić i strzelać z łuku.
Chłopcy patrzyli na Indianina z otwartymi buziami i wypiekami na twarzach. „Będę wojownikiem”, raz po raz przemykało im przez myśl, „będę prawdziwym Indianinem!”. Od razu zaczęły się zajęcia. Na początku chłopcy uczyli się jeździć konno. Liku jako pierwszy zgłosił się, aby spróbować. Niestety, nie umiał wejść na konia bez pomocy Czarnego Orła. Kiedy siedział już w miarę pewnie na grzbiecie poprosił wojownika o poprowadzenie konia. Czarny Orzeł klepnął konia po zadzie. Koń poniósł się a mały Liku znalazł się na ziemi. Kiedy otworzył oczy zobaczył, że wszyscy chłopcy śmieją się z niego. Już nawet nie czuł, że bolą go siniaki, chciało mu się płakać i otuchy dodawał mu tylko widok Czarnego Orła, który stał niewzruszony i nie był rozbawiony jego widokiem. Liku postanowił, że będzie umiał jeździć konno, ale nie dlatego, żeby dorównać innym chłopcom, lecz aby dowieść sobie, że zrobi to lepiej niż poprzednio. Dlatego ćwiczył, aż doszedł do wielkiej wprawy. Pewnego dnia Czarny Orzeł zaprosił Liku do swojego namiotu. W tipi było ciemno, pośrodku siedział wojownik. Poprosił, aby chłopiec usiadł obok i powiedział:
- Liku, jestem z Ciebie bardzo dumny, gdyż jako pierwszy ze wszystkich chłopców zrozumiałeś, co to znaczy być wojownikiem. Nie wystarczy być odważnym, ale trzeba też doskonalić swoje umiejętności – starać się być coraz lepszym. Dlatego tobie pierwszemu nadaję prawdziwe indiańskie imię – Długie Pióro.
Nastała cisza, Liku wyszedł. Zrozumiał, że nadszedł czas powrotu do domu, do matki. Powrócił do wioski i był naprawdę dzielnym wojownikiem. Kiedy już był starym Indianinem powtarzał małym chłopcom, że aby być wojownikiem, trzeba starać się być coraz lepszym.
Agata Tomaszewska
Przedruk z „Zuchmistrz-yni” nr 110-111


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:03, 03 Lis 2006    Temat postu:

Komputer- wszystkim z zuchem jest dobrze
Hen daleko gdzieś na końcu świata żył chłopiec. Taki jak wy tutaj, wzrostu mniej więcej Maćka( dowolne imię zucha z gromady), włosy miał krótkie takie jak Michał tylko kolor był inny.... o taki właśnie jaki ma Filip. Chłopiec ten miał na imię Adam i bardzo lubił grać na komputerze. Gdy Adam przychodził ze szkoły to pierwsze co robił to włączał komputer, zostawiając plecak, buty i kurtkę na środku pokoju. Gdy kład się spać to komputer cicho szumiąc go usypiał. Oczywiście mama musiała zawsze go wyłączać. Bałagan był w jego pokoju straszliwy. Świata poza komputerem nie widział, dla wszystkich był niemiły. Nie miał żadnych kolegów, każdy uważał go za jakiegoś dziwnego (no bo nie grał w piłkę, nie bawił się w berka i nie zbierał pokemonów). Jednak pewnego wieczoru .... „aaaaaa mój komputer nie działa!” jego jedyny przyjaciel i toważysz się popsuł. Maciek zmuszony był do „wakacji od komputera”. Był zły. Wszystko go drażniło. Był jeszcze bardziej niemiły. Jednak dziwna rzecz im bardziej był niemiły dla Janka to ten starał się być uprzejmy dla niego. I tak się zaczęło. Janek zawsze uśmiechnięty, wesoły, wszystkim z nim było dobrze, Maciek się z nim zaprzyjaźnił i zaczął brać z niego przykład, niedługo potem okazało się że w prawdziwym świecie można mieć przyjaciół i bawić się z nimi lepiej niż z komputerem.

HO Piotr Witkowski


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:03, 03 Lis 2006    Temat postu:

Pomarańcza
Hen daleko gdzieś na końcu świata odbył się mecz piłkarski. Zmierzyły się ze sobą dwie wspaniałe drużyny. Drużyna niebieskich grała przeciw czerwonym. W obu drużynach byli naprawdę fantastyczni gracze, prawdziwe gwiazdy. Komentatorzy jednym głosem uznali ten mecz za najważniejszy w roku. Zawodnicy wybiegli na boisko. Hymny klubów, zdjęcia przed rozpoczęciem zmagania, uścisk rąk i nerwowe uśmiech na obliczach obu drużyn. Gwizdek sędziego i start. Pierwsza połowa w wykonaniu niebieskich fatalna. Przegrywają dwoma golami. Załamani. Każdy jest zły na kolegę obok. Nikt nie podaje, liczy na samego siebie i gra sam, przecież jest prawdziwą gwiazdą. Rozległ się gwizdek kończący pierwszą połowę meczu. Piłkarze zeszli do szatni. Niebiescy byli źli i nie wierzyli w to co się stało: przegrywają 2-0, a przecież ... Do szatni wszedł trener. Spokojny- jak zwykle. Trzymał w ręku pomarańczę. Nic nie mówił zaczął ją po prostu obierać. Wszyscy patrzyli, zaciekawił ich. „popatrzcie na tą pomarańczę- powiedział bardzo głośno, tak aby każdy go usłyszał, trener- jesteście jak ta pomarańcza. Każdy z was jest częścią tej drużyny” w tym momencie zaczął dzielić owoc. „Każdy z was jest osobnym kawałkiem, naprawdę dobrym kawałkiem. Wszyscy jak tu stoimy umiemy kopać piłkę, niektórzy nawet zyskali miano gwiazdy, ale żaden nie umie grać. Czemu ? bo nie stanowimy zespołu , musimy być jak ta pomarańcza” i zaczął składać pomarańczę ze wszystkich kawałków. Rozdał wszystkim pomarańczę i powiedział „żebyście podczas drugiej połowy pamiętali, że macie być całością jak pomarańcza”. Druga połowa była już zupełnie inna, okazało się że niebiescy potrafią jednak grać w zespole.

Niezbędna jest do tej gawędy przynajmniej jedna pomarańczka. Warto też wcielić się jakoś w trenera (głos, mimika twarzy, gesty, a może jakiś „płaszcz Engela”).
HO Piotr Witkowski


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cyprian
Administrator



Dołączył: 20 Gru 2005
Posty: 625
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: 6 DH Enigma

PostWysłany: Pią 1:04, 03 Lis 2006    Temat postu:

Pływak- zuch stara się być coraz lepszy
Hen daleko gdzieś na końcu świata był sobie Marek. Prawdziwy sportowiec. Uwielbiał pływać. Co tydzień chodził z bratem na basen. Marek miał lat 8, więc był w waszym wieku. Brat Marka był 4 lata starszy i zawsze był dużo szybszy we wszystkim od Marka. Jednak to mu nie przeszkadzało, chciał dorównać bratu i zawsze bardzo bardzo się starał. Gdy myślał, że już nie da rady go dogonić to sobie uświadamiał, że nie może się poddać, bo wtedy to na pewno go nie dogoni. Marek na początku umiał pływać tylko strzałką, potem, pieskiem, żabką, kraulem. Choć często był bardzo zmęczony to jednak ćwiczył, wiedział jednak, że bratu nie dorówna. Pewnego razu, gdy obaj bracia już mieli wychodzić z basenu, brat Marka zaproponował wyścig na czas, najpierw jeden liczy drugiemu i na odwrót. Marek pierwszy liczył czas. Jego brat wskoczył do wody i płynął, gdy nagle zaczął się topić. Marek wywnioskował, że to może być skurcz. Wskoczył do wody i jak najszybciej poszedł z pomocom bratu. Treningi bardzo go męczyły, ale widać było efekty. Bez problemu wyciągnął brata na płytką wodę.

HO Piotr Witkowski


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum 6 DH Enigma Strona Główna -> zuchówka :-) Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo

Elveron phpBB theme/template by Ulf Frisk and Michael Schaeffer
Copyright Š Ulf Frisk, Michael Schaeffer 2004


Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin